Rozdział I-Samolot, rozstanie i nowa znajomość
~Natalia~
To już dzisiaj, nie mogę w to uwierzyć. Siedemnaście lat mieszkałam w swojej rodzinnej Hiszpanii,a teraz to nieszczęsne Buenos Aires.
RANEK
Jest godzina 7:00.Cholera za godzinę musimy jechać, Leon mnie zamorduje jak się dowie,że zaspałam.Nie chętnie wstałam z łóżka i wyjęłam najpotrzebniejsze rzeczy z mojej małej szafy.Leniwym krokiem podreptałam do łazienki na piętrze.Zdziwiłam się,bo drzwi były zamknięte, a ta łazienka prawie zawsze była pusta, dlatego,że na dole była większa i wszyscy z niej korzystali.
-Kto tam!?-zapytałam zdenerwowana na maxa
-Ja!-odpowiedział męski głos,ale domyśliłam się,że to Leon-mój cudowny braciszek.
-Do jasnej anielki Leon co ty tu robisz?Nie masz łazienki na dole?-tylko on wiedział jak w 5 minut mnie zdenerwować
-Nie,nie mam!-wykrzyknął
-Wyłaź!Muszę się umyć i ubrać!-krzyczałam na cały dom i chyba matka chrzestna Leona nas słyszała,bo przybiegła
-Dzieci!Wy jeszcze nie gotowi?-zapytała zdziwiona pukając w drzwi łazienki
-Ciociu wyobraź sobie,że ten oto chłoptaś zajął mi łazienkę chociaż wiedział,że może iść na dół..-powiedziałam oburzona sprawdzając godzinę na moim galaxy.
-Leon pośpiesz się, macie 40 minut do samolotu!-ciotka krzyknęła i zeszła na dół zrobić nam tosty z szynką i serem(moje ulubione).
20 MINUT PÓŹNIEJ
Mój braciszek dopiero 10 minut temu wyszedł z MOJEJ łazienki. Normalnie zabić go to mało.Później wykonałam wszystkie ranne czynności-dziwne zajęło mi to aż 25 minut.Spóźniliśmy się na pierwszy lot.Super..Ciocia nas zabije.Pomyślałam,że zadzwonię do niej,a wiem,że będzie ciężko,bo ona nie lubi spóźnialskich.Trudno wina leży po stronie Leośka.
-Halo!Natalia to ty?-zapytała z nadzieją w głosie
-Cześć ciociu, tak to ja.-odpowiedziałam
-Co się stało?Ty jeszcze nie w samolocie?-pytała
-No właśnie w tej sprawię dzwonię.Bo mieliśmy mały problem z samochodem i spóźnimy się.-oznajmiłam ze strachem
-Czyli polecicie tym o 9 tak?
-Jasne,że tak.Nie martw się.Na pewno się zjawimy dzisiaj.-powiedziałam i odetchnęłam z ulgą
-Dobrze kończ już, bo się spóźnicie-odpowiedziała krótko, jak się domyślam dobrze to z uśmiechem
-Pa.
Po tej “dziwnej” rozmowie zeszłam na dół coś zjeść.Uwielbiałam zawsze rano zjadać tosty z bratem,mamą i tatą.Pamiętam jak co rano siadaliśmy co stołu i jadaliśmy razem każdy posiłek.Teraz czas na jedno z najgorszych rzeczy na świecie.Mianowicie rozstanie z chrzestną Leona,która opiekowała się nami pół roku po śmierci rodziców.Ciotka totalnie się rozkleiła.
-Ciociu, nie płacz odwiedzimy cię niedługo.-oznajmiłam ze łzami w oczach
-Albo ty nas.-dodał mój brat.Wyglądał na szczęśliwego.Bo pewnie był.Zawsze marzył o takiej szkole,a u nas w Hiszpanii nie ma takiego miejsca na naukę muzyki.
-Oj dzieciaki.Uważajcie tam na siebie i opiekujcie się sobą-powiedziała ciocia Izabela
-Obiecujemy,że będziemy codziennie dzwonić, pisać,wysyłać listy i prezenty.-uśmiechnęliśmy się wszyscy razem
-Trzymajcie się dzieci moje kochane!Kocham was bardzo!-krzyknęła i pomachała nam
Potem spakowaliśmy walizki do samochodu i wyruszyliśmy taxówką na lotnisko oddalone od naszego domu jakieś 20 kilometrów.Droga minęła nam dosyć szybko i spokojnie.Nic ciekawego się nie działo.
GODZINĘ PÓŹNIEJ W SAMOLOCIE
-Leon!Coś się dzieje!-krzyczałam na cały samolot i chyba wszyscy mnie słyszeli
-Spokojnie mała!To tylko turbulencje.Nic się nie dzieje-próbował mnie uspokoić, zawsze mu się to udawało.Ale nie teraz, ponieważ od zawsze bałam się latania samolotem.
-Braciszku!Boję się!-nagle samolot ostro się przekręcił.Wystraszyłam się.
-Mysza uspokój się, mówię,że nic się nie dzieje to tylko pogoda.-oznajmił,a ja się troszeczkę,ale tak minimalnie uspokoiłam.
Włożyłam słuchawki na uszy i momentalnie zasnęłam.Nawet nie wiem kiedy.Ale niestety znowu to samo..Jakieś huki, tak zwane “turbulencje”, przewracanie się samolotu w powietrzu.Wystraszyłam się..
-Leon!Co jest?
-Spokojnie, jest okej to tylko chmury-powiedział jakiś dziewczęcy głos.Nie znałam go.Nawet nie widziałam twarzy tej osoby, bo miałam zamknięte oczy.
-Kim jesteś?Gdzie jest mój brat?-zapytałam niepewnie
-Uspokój się.Jestem Francessca,ale dla przyjaciół Fran.-powiedziała
-Okej, ja jestem Natalia,mój mi Naty-przedstawiłam się
-Twój brat to Leon prawda?-zapytała ciemnowłosa Włoszka
-Owszem.
-On zamawia dla nas jedzenie i picie.-uśmiechnęła się Francessca.Chyba tak miała na imię.Nie mam pamięć do imion.
-Spoko-powiedziałam i ponownie zasnęłam….
Oczywiście lot minął pół spokojnie-pół stresowo.Poznałam fajną dziewczyną.Może nadać się na kandydatkę partnerki dla Leona
____________________________________________________________________________________________________
Ten rozdział dedykuję mojej koleżance z czasów gimnazjalnych,Patrycji-dziękuję za wsparcie kochana ;* Pati jest ze mną od pierwszego opowiadania ( nie na tym blogu xD) i za to jej jeszcze dziękuję <3 ;* Oczywiście nie mogłam zapomnieć o mojej stałej czytelniczce Patiii ♥ dziękuję za każdy komentarz, pamiętaj,że komentarzami mnie motywujesz <3
Ooo <3 Więc teraz się rozpiszę ;DD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału :
Rozdział jest mega świetny i w ogóle cudny :D
Naty poznała Fran ? Uuu
a myślałam że pozna Maxiego XDD
Nie no logika Naty : jeśli w samolocie są turbulencje wystarczy tak niespodziewanie zasnąć. Sory ale mnie to rozwaliło XDD ;DDD
A teraz jeśli chodzi o notkę pod rozdziałem to dziękuję bardzo ! :* Ale ty masz świetnego bloga, więc się nie dziw :D
Życzę ci dużo weny, komentatorek i obserwatorów ! :*
Do następnego,
~Patiii ♥
Dziękuję jeszcze raz za te miłe słowa <3 Na poznanie Mximiliana naszego przyjdzie odpowiedni momencik w życiu ;** ale obiecuję już niedługo ;D
Usuń